"Bruno" jest naprawdę prześmieszny i nie pamiętam, kiedy ostatnio tak śmiałam się oglądając film. Jednak, chociaż podejrzewam, że zamierzeniem Cohena było ukazanie głupoty homofobii, nie udało mu się tego zrobić. Większość ludzi po prostu wyjdzie z kina lub zostanie, żeby pośmiać się z geja. Niewielu dostrzeże żart z homofobii, a ci, którzy go zobaczą niekoniecznie będą tymi, którzy tego potrzebowali. Jedyna scena, która bezsprzecznie naśmiewa się z homofobii to końcowa, u Hetero Dave'a. Jest też kilka poza tym, ale nie są aż tak mocno ukazane, lub przyćmiewa je coś innego...
Niemniej, niesamowicie zabawny film i choćby dlatego warto go obejrzeć, mimo że ten typ humoru nie każdemu przypadnie do gustu.
Wydaje mi się, że Cohen postanowił po prostu dowalić wszystkim po równo. Tzn. z jednej strony ośmieszał homofobów i ciemnotę części amerykańskiego społeczeństwa, ale z drugiej pokazał obraz środowiska gejowskiego w mocno krzywym zwierciadle, uwypuklając pewne cechy np obsesję na punkcie wyglądu czy diety, totalne zmanierowanie czy szybkość nawiązywania nowych "znajomości" (vide ostatnia scena z pigmejem). Ale masz rację, z pewnością większość widzów dostrzeże tylko tę drugą stronę medalu.